wesolyyyy pisze:
Może uratowłaby to większa indukcja rozproszenia rdzenia. W końcu w transformatorze koniec końców masz ciągłość między terminalami głośnika.
Dramatycznie pogorszyłaby sprawę.
Po pierwsze, każde odstępstwo od idealnego przebiegu prostokątnego jest uśredniane przez filtr wyjściowy i dodaje mocno odczuwalne zniekształcenia. W prawdziwych konstrukcjach "szpilki" na indukcyjnościach między górnym i dolnym tranzystorem wymagają umiejętnego pozbycia się dobrze zaprojektowanym gasikiem inaczej tracisz dziesiątki decybeli dynamiki. Teraz wyobraź sobie co będzie się działo, gdy lampa wyłączając się będzie uwalniać masywną energię zgromadzoną w indukcyjności rozproszenia trafa - a która nie będzie się miała gdzie podziać, bo to nie mostek na MOSFET-ach...
Po drugie, lampa nie pracuje w nasyceniu jak MOSFET. Przepływający przez nią prąd będzie powodował duże zmiany napięcia A-K pogarszając efekt.
Po trzecie - wzmacniacz klasy D działa sensownie dlatego, że półmostek z MOSFET-ów przewodzi w obie strony. Gdy z jakiegokolwiek powodu napięcie na wyjściowym filtrze wzrasta ponad zadane przez stosunek czasów przełączania, odwraca przepływ prądu i wraca to do szyny zasilania. Pomaga to walczyć z nieidealnościami filtra, tranzystorów i daje gratis fenomenalny damping factor. Ale bez tego, cóż, będzie tragedia. Nawet tranzystory IGBT/bipolarne uniemożliwiają uzyskania jakkolwiek akceptowalnego zachowania....
Częstotliwość przełączania Cię w żaden sposób nie ratuje. Im większa, tym więcej problemu - chociażby przez zniekształcenia czasowe układu kontrolnego. Nie bez powodu najlepsze na świecie wzmacniacze klasy D przełączają się zaledwie koło 300-400kHz osiągając przy tym THD na poziomie 0,00015%. Stopień mocy pracujący z większą częstotliwością jest banalny do zbudowania - wrzuć SiC i przełączaj 1-3MHz... Ale nie ma to sensu, utrudnia wykonanie modulatora nie dając nic w zamian.
Jakiś czas temu doktoryzowałem się z tego tematu. Ogólnie, temat rzeka, rwąca i bystra.
Oczywiście dywagacje. Jednakże bardzo interesuące byłoby, gdy zobaczył tego potworka ktoś kto zna wzmacniacze lampowe o mocach od kilkiu watów do kilkudziesięciu, a tutaj mamy potwora na ładny kilowat który uciągnie na prawdę moce wielodrożne kolumny.
E tam, miałem ostatnio w rękach wzmacniacz na jakichś 2 małych lampkach i bez problemu napędzał 3-way powyżej komfortowej amplitudy odsłuchu, więc to nie specjalny problem.
Dywagacja jednak jest taka, że najlepsze wzmacniacze lampowe jakie słyszałem grały.... niewiele gorzej od modułu klasy D za 500z. Za to żrejąc kupę prądu, mając dużo gorszą kontrolę basu, będąc wielkie, ciężkie, drogie. Tudzież od dawna jestem przekonany, że wzmacniacze lampowe audio to 100% strata czasu. A no, i przeca lampy trzeba regularnie wymieniać! Strata czasu, generalnie. A lepsze moduły klasy D wyczerpują temat wzmacniaczy czyniąc i lampy i wzmacniacze liniowe przestarzałymi zabytkami.